9 września 2016

Teoria w Praktyce

Dzień dobry albo dobry wieczór, zależy kiedy czytasz,

gdy już przesiedzisz te 30 godzin na teorii w auto-szkole i taką samą ilość czasu jeżdżąc samochodem, wiesz, że już nadeszła ta chwila i możesz iść zapisywać się na egzaminy. Pierwszy egzamin udowadniający twoje teoretyczne umiejętności jazdy i poruszania się po drodze to ponoć największy problem. Opowiem jak to było w moim przypadku.
Autor: samuel123


Po problemach z umawianiem się, które już omówiłem w poprzednim poście, pojechałem na egzamin. Wsiadłem na mój wspaniały motorek i przebiłem się przez te Łódzkie aleje. Zrządzenie losu sprawiło, że tuż przed WORDem, a dokładnie 2 przystanki przed, spadł mi łańcuch... więc popatrzyłem tylko na telefon naładowany w 15%, zostało mi niecałe pół godziny, w te pędy więc przywlokłem się pod gmach ośrodka. Cały mokry jak świnia, wszedłem z 30 stopniowego upału do klimatyzowanego budynku, opłukałem twarz, usiadłem w poczekalni i zacząłem robić sobie jeszcze egzamin próbny na telefonie. (btw. polecam tę apkę, wszystkie pytania pokryły mi się na egzaminie, to nie reklama) Po około 15 minutach przychodzi pani urzędnik i ogłasza: "Kandydaci do egzaminu teoretycznego na godzinę 16:10 zapraszam za mną" No i wszyscy grzecznie w rządku  przemaszerowali w stronę "sali komputerowej". Atmosfera była trochę jak byśmy szli do komory gazowej, ale kulturka 100%. Sprawdziła dowody osobiste, przydzieliła do jednego z piętnastu stanowisk i tłumaczy przebieg egzaminu. Czas, start! Na ekraniku wyświetliły się elegancko moje dane, wciskam start i heja. Klikam te pytanka na ekranie, powolutku, oglądam każdy filmik do końca, czytam pytania po trzy razy tak samo odpowiedzi. Nagle ostatnie pytanie i nie widziałem co robić więc zaznaczyłem prawidłową odpowiedź i przeczekałem minutkę aż się ono zakończy. Aż tu nagle wyskakuje komunikat: "Wynik pozytywny, punktów 74/74". Jak to zobaczyłem to czułem się jakbym własnie zrobił przed wielką publicznością salto 10 metrów nad ziemią w stroju supermana. Morale mi podskoczyły pod sam czubek głowy i jak cowboy z westernu, od razu wyszedłem z tego baru.

Przed budynkiem stanąłem na chwile, wyjąłem telefon i zamiast dzwonić do rodziny, chwaląc się i mówić że dzisiaj świętujemy. to wpisałem w Google Maps "mechanik samochodowy", bo motorek nadal stał z łańcuchem na chodniku. Zadzwoniłem, mechanik powiedział że użyczy mi swoich narzędzi, tylko żebym się w półtorej godziny wyrobił. Było z górki więc tylko założyłem kask i poturlałem się pod zakład. (Pozdrawiam panów mechaników z warsztatu). Z góry mu powiedziałem, jeszcze przez telefon, że nie mam gotówki, więc zgodził się, żebym zrobił to sobie sam.


Gdy już wróciłem do domu, czułem zupełne przeciwieństwo tego co czułem gdy spadł mi łańcuch. Myślałem, że z wycieńczenia będę tak rozkojarzony, że 30 zł za egzamin pójdzie w niepamięć. Ale jednak, warto myśleć "pozytywnie" he he :-)

Do przeczytania!

0 komentarze:

Prześlij komentarz